środa, 12 grudnia 2012

Wikingi prawie-na-żywo vol. 1

Któregoś dnia przyszedł wreszcie czas na zobaczenie tego, o czym uczyłam się cały semestr, na własne oczy. Wstyd naprawdę, żeby tyle czytać o Osebergu, który stoi sobie cicho na Bygdøy, pół godziny jazdy od domu, i ani razu u niego nie być. To samo kamieniem z Galteland! Dziś więc przedstawię Wam relację z dwóch wizyt w muzeach o tematyce wikińsko-runicznej, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.

Kulturhistorisk Museet, czyli Muzeum Historii Kultury(?) przynależy od początku swego istnienia do Uniwersytetu w Oslo i stąd lwia część wystawionych tu eksponatów pochodzi z wypraw i projektów badawczych kolejnych pokoleń wykładowców i studentów. Nie będę się wgłębiać kto, co i kiedy odkrył i kiedy to znalezisko trafiło do muzeum, bo raz: do czego to komu potrzebne, a dwa: grzebaniu w necie nie byłoby końca. Uzbrojonych więc w odpowiednią ilość leserstwa umysłowego, zapraszam na niezobowiązującą wycieczkę: najpierw do Muzeum Historycznego.

Historisk Museum
Bez wahania mogę powiedzieć, że to moje ulubione muzeum w całym Oslo. Nie tam jakieś Norskfolke Museum czy inne Galerie Narodowe. To muzeum, ulokowane w przepięknym secesyjnym pałacu, starannie odnowionym, posiada w swoim zbiorach pięć stałych ekspozycji oraz jedną czasową. Klasycznie, jak we wszystkich norweskich muzeach, w których byłam, eksponatów jest niewiele, ale konkretnych i przekrojowych. Co przez to rozumiem? Ano na przykład to, że na ekspozycji egipskiej mamy kolejno: sarkofag z porządną mumią, zmumifikowanego kota, dwa posągi, kilka naczyń i biżuterię. Wszystko pięknie rozplanowane, światło w odpowiednich punktach, ładne nieprzeładowane plansze i podpisy - wychodzi się z takiej wystawy mając poczucie, że wie się akurat tyle, ile potrzeba by wiedzieć o starożytnym Egipcie.
Moją ulubioną wystawą jest oczywiście wystawa o historii Norwegii, od neolitu począwszy, na średniowieczu skończywszy. Dlatego, że historię tę tworzyli nie kto inny, jak przecież Wikingowie. Mamy tu całkiem sporą wystawę, zajmującą cały parter, prezentującą biżuterię, ubrania, narzędzia pogrupowane w zawody, bogów i ich atrybuty oraz, oczywiście, kilka kamieni runicznych. W części średniowiecznej wystawione są rzeźbione portale z norweskich stave kirker, krzyże a także malowany sufit z XII - wiecznego kościoła. 

Biżuteria:





Tradycyjny strój kobiet w epoce wikingów. Zwróćcie uwagę na parę
owalnych brosz - bardzo charakterystyczne. Przebiorę się tak na Pyrkon :D

Narzędzia:



Słynne spindle - whorls, czyli coś do tkania.

Kamienie runiczne <3

Galteland. Robił za komin.

Alstad (po lewej), kamień po recyklingu i Dynna (po prawej)
 zwana pierwszą kartką bożonarodzeniową i to na cześć
najzręczniejszej panienki w Handelandzie.

Napomknę jedynie, że kolejne piętra muzeum zajmują zbiory etnograficzne, przy czym głównie stroje ze wszystkich kontynentów (spodnie z foki, strój jakuckiego szamana, indiańskie pióropusze i inkaskie pocha), a wystawę czasową zajmowała wystawa o wdzięcznej nazwie Horsepower, czyli wszystko o koniach. Nabyłam sobie nawet koszulkę z ichnim końskim logiem, bo ładna.

Z racji, że oczywiście muszę nawsadzać kupę zdjęć aż notka ciągnie się tasiemcowo, do odwiedzenia ze mną Oseberga zapraszam w kolejnej!

E.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz